sobota, 28 września 2013

Neurochirurg

W końcu się doczekaliśmy! Pół roku czekania na wizytę. Gdy termin się zbliżał,  zbliżała się też obawa, czy damy radę. Starszy przedszkolnie się rozchorował. Cały tydzień walczył z chorobą w domu, więc obawa, ze Marcelek też zachoruje nie była bezpodstawna.
No i..
37 stopni, wyraźne osłabienie, maruderstwo maksymalne...
Trudno. Jedziemy!
Ciotka na tylnym siedzieniu dla towarzystwa jako klown wychodziła z siebie. W końcu to Marcelek wyszedł z fotelika i postanowił w trakcie jazdy na ciocinych rękach załatwić swe potrzeby. Bardzo przy tym cierpiał i płakał...
Dojechaliśmy.
Mama popędziła walczyć z kolejką (menedżer kolejkowy zrobił porządek;)) a my zmieniliśmy pieluchę.
Pielucha została w aucie.
W poczekalni Marcel postanowił powtórzyć wyczyn.
Auto z dwiema Takimi pieluchami o mało nie eksplodowało (wymiana drugiej pieluchy też odbyła się w aucie).
Weszliśmy do pani doktor dwie godziny później niż powinniśmy.
Właściwie to wiemy tylko tyle, że czeka nas kolejny rezonans- tym razem przepływowy. Oznacza to, ze zakotwiczymy na 3 doby w CZMP.
A tam się nam nie podoba...
Jako, ze Słodziak zmęczony, marudny, osłabiony to w drodze powrotnej o zajęciu honorowego miejsca w foteliku nie było mowy.. Bo i po co??? Ciocia ma takie fajnie ręce..
I Ciocia dwie godziny trzymała..
śpiewała
recytowała
fałszowała...
podskakiwała...

Ciocia padła. Słodziak nie.

Czekamy w poczekalni

Niedobra Ciocia położyła mnie na fotelach

Tak słodko spałem na ciocinych rękach..

Mamusia starała się nas dowieźć do celu. Co przy wszystkich nerwach nie było takie oczywiste..

8 komentarzy: